#1 Nieśmiały start i Czarnobyl Tour part I

Zawsze wydawało mi się, że chciałabym się dzielić z Internetem różnymi rzeczami, które niekoniecznie  pasują do mojego kryminalnego bloga. Po ponad miesiącu dumania nad tym, jak zacząć ten blog i czy w ogóle zacząć, w końcu postanowiłam spiąć pewną część ciała i spróbować.
Pierwszy post jest zawsze najtrudniejszy, więc pomyślałam, że zamiast za dużo gadać zrobię małą fotorelację. 

Tydzień temu odwiedziłam Strefę Zamkniętą Czarnobyla i chciałabym się podzielić paroma wrażeniami. 

Wpierw mały wstęp:
Nad ranem 26 kwietnia 1986 grupa sowieckich naukowców pracujących na nocnej zmianie w reaktorze numer 4 w elektrowni jądrowej zmaściła sprawę. Mieli przeprowadzić test bezpieczeństwa reaktora, jednak popełnili wiele błędów, które ostatecznie doprowadziły do wybuchu i skażenia okolic dużą dawką napromieniowania. 


Nie ma co przynudzać historią, bo wiem, że każdy z nas tę historię zna. Chciałabym powiedzieć trochę o tym, jak tak zwana "zona" teraz wygląda. Wiem, że nie jestem pierwszą osobą w Internecie, która to robi. Przed wyjazdem czytałam mnóstwo blogów, artykułów i zobaczyłam masę filmów na Youtube o Czarnobylu. A jednak to, co zobaczyłam na miejscu wciąż było trochę inne niż oczekiwałam.



Inny post chciałabym zadedykować stronie organizacyjnej, czyli temu jak się tam dostałam, jak wyglądały przygotowania i ile to kosztowało. W zonie spędziłam jeden dzień i chciałabym skupić się tylko na tym jednym dniu.

Dojeżdżając do strefy zatrzymujemy się na bramkach, gdzie czeka nas kontrola bezpieczeństwa. Jeżeli jedziecie autobusem (tak jak ja) wszyscy muszą wysiąść z autobusu z paszportami i zostać sprawdzeni przez strażnika. Tam też uczucie wjeżdżania do opuszczonej strefy trochę pryska. Oprócz nas czekało tam chyba z sześć autobusów wycieczkowych, pomiędzy którymi spacerowali turyści w poszukiwaniu toalety.

Pierwszym punktem zwiedzania było miasteczko Prypeć, błędnie czasem mylone z Czarnobylem. Właściwy Czarnobyl znajduje się trochę dalej od reaktora i zamieszkuje go około 300 osób. Prypeć był zdecydowanie najlepszym punktem wycieczki. Mieliśmy świetnego przewodnika, który pracował w Czarnobylu jako tłumacz naukowców już rok po wybuchu i zna każdy jego zakamarek.


Pozwolono nam wejść do zaskakująco dużej liczby budynków, co było zwykłą frajdą. Jednak szybko można odkryć, że wcale nie jest to urban exploration z krwi i kości. Nie można pozbyć się wrażenia, że wszystko to, co pozostało w opuszczonych budynkach jest już specjalnie ułożone tak, aby dobrze wychodziło na zdjęciach. 


Ciekawym przykładem były maski przeciwgazowe rozrzucone na podłodze w szkole podstawowej:

 Sądzicie, że zostały tam porzucone podczas ewakuacji miasta? Otóż nie. Jacyś sprytni fotografowie znaleźli je w jednej z szaf i postanowili zaaranżować tak, aby wyglądały bardziej dramatycznie. A maski były już wcześniej w szkole, ponieważ szkoła wykorzystywała je podczas zajęć z Przysposobienia Obronnego.

Świetnym punktem zwiedzania był szesnastopiętrowy wieżowiec, na którego dach wspieliśmy się, aby zrobić zdjęcia całego miasteczka.



Innym świetnym miejscem była przystań w Prypeci, gdzie każdy mógł zrobić takie o to słynne zdjęcie:


Po zwiedzaniu Prypeci udaliśmy się na lunch. A o tym, co dobrego można zjeść w Czarnobylu i jakie wrażenie robi Oko Moskwy opowiem już w następnym poście :)

Komentarze

  1. Aliena Tours (http://www.alienatours.pl/)? Warto z nimi pojechać w tajemniczą wyprawę!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty